piątek, 27 lutego 2015

Terrier i frisbee? Czemu nie!

   Pamiętam, że bardzo bardzo bardzo chciałam robić frisbee z Tobi, ale ona kompletnie nie reflektowała na mój jakże cudowny pomysł. Owszem, lubiła pogonić za dyskiem, poczekać aż spadnie/przestanie się toczyć, a następnie zacząć go namiętnie mordować, ale o przynoszeniu nie było już mowy.
Pracowałam z nią wymienianie dysków i owszem, z czasem zaczęło wychodzić, ale nie było to coś, do czego wkładała by serce. Widziałam, że frisbee nie sprawia jej przyjemności, więc porzuciłam nakłanianie jej do uprawiania tego sportu i w zamian za to wdrożyłam się z nią w sztuczki oraz początki obi.
   Jakiś czas później, właściwie bez jakiejkolwiek wiary i zupełnie od niechcenia rzuciłam Dixonowi bardzo koślawego rollera. Wypruł za nim, wrócił z dyskiem w pysku i czekał aż rzucę kolejny raz.
Nie ukrywam, że było to jedno z najbardziej pozytywnych zaskoczeń jakie zafundował mi ten pies, bo okazało się, że ma wrodzoną pasję i chęci do tego sportu.
Zaczęliśmy pracować nad chwytaniem dysku w locie, nad obieganiem, a potem w miarę jak wdrażałam się w temat, czytałam, pytałam bardziej doświadczonych znajomych również i technikę skoku, oraz same rzuty. Z czasem możemy zauważyć coraz większe postępy.
   I choć wciąż brakuje nam bardzo wiele, wiem, że nie stoimy w miejscu i to daje nam niezbędne zastrzyki tak potrzebnej w pracy z psem motywacji. Właściwie to Dixon jest fenomenalny sam w sobie i gdyby nie braki w moim doświadczeniu i wciąż niedoszlifowane rzuty, na pewno byłby już na o wiele wyższym poziomie. Jest psem, któremu rzuci się sto razy, a on chce pobiec sto pierwszy.
Na każdym treningu daje z siebie sto procent i nie da się ukryć, że w to co robi wkłada nie tylko serce, ale także i mózg. Stara się złapać każdy dysk, a na te których nie uda mu się wyratować jest bardzo zły, szczeka na nie i tłucze łapami - przemawia przez niego prawdziwa ambicja.
Bo w terrierach cudowne jest właśnie to, że może i ciężko do nich dotrzeć, ale gdy już się to uda, wkręcają się bez pamięci, chcą więcej i więcej. Są niezmordowanymi, małymi wojownikami.
    Nie nastawiam się na to, że wygramy jakieś zawody. Nie liczę na pudło i chwałę, ale nie robię też tego tylko i wyłącznie dla zabawy, bo taka jest prawda, że poważnie podchodzę do treningów: rozgrzewam psa przed, dbam o jego kondycję, o masę mięśniową, skupiam się na technice skoku, robię mu przerwy, staram się go nie przeciążać, a po treningach oglądam jego łapy, funduję mu wyciszenie i masaż.
   Sumując chcę napisać, że w świecie frisbee dominują bordery, owczarki australijskie, mudiki, cattle, kelpie czy inne pastuchy - i dobrze, bo są niesamowite, nastawione na pracę z człowiekiem.
Absolutnie nie dziwię się osobom, które chcą mieć jakieś osiągi, że wybierają którąś z powyższych ras, ale nie omieszkam też wyznać, że niesamowicie miło patrzy mi się na inne psy, które robią ten sport.
Na przykład terriery, bo o nich mowa w tym wpisie na pewno nie są tak wpatrzone w człowieka jak owczary i wolą grzebać w ziemi tudzież poddawać destrukcji "upolowane" przedmioty (np frisbee), ale jak widać po Dixonie (i nie tylko) zdarzają się egzemplarze naturalnie uzdolnione i zakręcone na punkcie latających dysków. Ich możliwości fizyczne (rozmiary, sylwetka) może i nie są szczególnie idealne do widowiskowych overów czy flipów, ale ich pasja i zaangażowanie są warte uwagi.
   Na sam koniec wyrażę swoje bardzo subiektywne zdanie, którym terriery (jak i każdy inny, zdrowy pies) jak najbardziej nadają się do frisbee o ile mają do tego zacięcie, czerpią z tego przyjemność i chcą to robić.
Uważam też, że nie warto cisnąć psa na siłę, gdy widzimy, że coś go nie kręci- może wtedy warto spróbować czegoś innego?