piątek, 20 listopada 2015

Challange 20.11.2015 - 31.12.2015

Oto moje cele, które chcę zrealizować do końca grudnia. Wydaje się, że jest ich niewiele, ale chcę je zrobić na 101%, więc na pewno pochłoną dużo czasu i wysiłku. Mam zamiar od czasu do czasu dać tu znać o tym, jak nam idzie. Pewnie będziemy w międzyczasie wykonywać jakieś inne, proste ćwiczenia, ale na tych, które wymieniam poniżej chcę się szczególnie skupić.
Nie można wszystkiego zrobić naraz, także trzymajcie kciuki za nasze(mojeee!!!) samozaparcie.



TOBI
Ładne pozycjonowanie na odległość, bez dreptania i podchodzenia.
Plan jest taki:
-Nauczyć stawać na płaskim targecie i się z niego nie ruszać do zwolnienia.
-Wykonywać komendy nie ruszając się z targetu i stopniowo zwiększać odległość między mną, a psem na targecie.
-Powoli usunąć target.


AHRI
Umiejętność pracowania z rekwizytami, wyciszenie.Ahri ma ten problem, że podąża głównie za smakiem i ogarnia tylko te rzeczy, które wychodzą w drodze prowadzenia smakiem i nie jest w stanie skupić się na niczym innym.
Plan jest taki:
-Nauczyć otwierać książkę - wydaje się banalne, ale uwierzcie, nie przy tym psie.

DIXON
Dopracowanie vaultów od ciała w pionie i chwytanie dysku przy back vaulcie.
Plan jest taki:
-Przede wszystkim ja ćwiczę poprawne rzuty.-Ćwiczenia z psem techniczne i wytrzymałościowe.
-Ćwiczenie timingu przy wyskakiwaniu po dysk przy back vaulcie.

czwartek, 19 listopada 2015

Motywacja, a jej brak.

Zazdroszczę. Bardzo namiętnie zazdroszczę wszystkim tym, którym zawsze się chce.
Czasami przeglądam sobie blogi czy fanpage i odnoszę wrażenie, że mam ogromny problem z motywacją do tego, żeby ruszyć dupę i cos zrobić.
Wydaje mi się, że w porównaniu do innych mam te gorsze dni znacznie częściej i cholernie mi się to nie podoba. Jasne, w chwilach zwątpienia biorę się za siebie i idę walczyć. Jest to jednak taka walka na przymus, taka bez ikry.
Największy problem mam zdecydowanie z treningami, które polegają na tym, że biorę dyski i idę rzucać. Strasznie mnie to nuży, wciąż popełniam te same błędy i nie wiem jak je naprawić, bo nie mam na miejscu nikogo, kto by stanął z boku i powiedział, co robię źle.
Sądzę też, że gdybym nie miała czasami tego swojego "pierdolę nie robię" to zarówno ja i moje psy bylibyśmy znacznie dalej od punktu w którym obecnie się znajdujemy.
Mam słomiany zapał i biorę się ciągle za nowe rzeczy nie kończąc tych, które zaczęłam wcześniej.
Chyba za szybko się poddaję - Tobi i Ahri dostawiają do lewej nogi bo nie mam w sobie na tyle samozaparcia, żeby je przerzucić na lewą. Nie potrafię. I mimo tego, że dzis mamy całkiem dobry dzień jesli chodzi o pracę, bo Dixon zrobił swojego pierwszego Vaulta, Ahri zaczęła okazywać oznaki posiadania mózgu przy otwieraniu książki,a Tobi powoli ogarnia o co chodzi mi z vaultem połączonym ze skokiem przez obręcz z rąk. Czemu więc tak strasznie się dołuję moim brakiem motywacji? Bo wiem, że ciężko będzie doprowadzić mi te rzeczy z dzisiaj do końca...
Dobra. Reset. Muszę sobie postawić jakiegoś challenge'a. Po prostu napisać w kalendarzu plan pracy na cały miesiąc z góry i stosować się do niego choćby skały srały. O! i jutro to zrobię bo teraz jest już cholernie późno i powinnam pójść spać, zamiast wypłakiwać się na blogu.
Podejrzewam, że niebawem pojawi się tu notka z celami, które chcę osiągnąć, a potem postaram się pisać na bieżąco o tym, jak nam idzie. I będę to robić nie tyle dla Was (oh, pardon, jeśli komuś chce się czytać moje wypociny), co dla siebie samej. To pomoże mi się pilnować i myślę, że będzie miało wpływ na moją motywację. Jasne, że fajnie by było gdyby ktoś od czasu do czasu kopnął mnie w mój leniwy zad i kazał wziąć się do roboty - cicho na to liczę.
Tak więc, skoro już się zdeklarowałam, to od jutra zaczynamy i nie ma, że boli!

środa, 18 listopada 2015

Podróżowanie z psami publicznymi środkami lokomocji - potencjalnie bezpieczne patenty!

   Na wstępie chcę zaznaczyć, że poniższa notka zawiera moje osobiste zdanie, moją logikę i działania, które podejmuję w zgodzie z własnym rozsądkiem. W żadnym wypadku nie chcę nikogo namawiać do łamania prawa. Po prostu uważam, że niektóre zasady są przesadzone i bez sensu, dlatego zdarza się, że omijam je, gdy mogę i gdy nie stanowi to realnej szkody dla nikogo.

   Większość z nas-pasjonatów i miłośników psiej natury, podróżuje ze swoimi czworonogami na spotkania z innymi nam podobnymi, na treningi, zawody, pokazy, seminaria i tak dalej.
Nieraz spotykają nas niekoniecznie miłe sytuacje związane z jazdą w towarzystwie zwierząt.
Bo to jakiś współpasażer ma zły dzień i zapach psa bardzo mu przeszkadza, bo czteromiesięczny szczeniak nie ma kagańca, bo kierowca nie chce nas wpuścić z psem do autobusu, bo..
No właśnie.
fot: Marlena Wtykło

    Niestety prawo jest prawem i musimy się do niego stosować. Osobiście podróżuję ze swoimi psami dość dużo, bo nie lubię zostawiać ich w domu, gdy wyjeżdżam. Biorę je ze sobą nawet gdy jadę do Wrocławia w celu pójścia na uczelnię (wtedy oczywiście mam zaufaną osobę, która się nimi zajmuje podczas kiedy mam zajęcia). Tak więc po wielu kursach w różne miejsca, różnymi środkami lokomocji mogę stwierdzić, że mam już jakieś doświadczenie, spostrzeżenia i własne sposoby na ułatwienie sobie życia, którymi w tym poście pragnę się z Wami podzielić.


fot: Anna Śniegulska


PIES MUSI MIEĆ KAGANIEC!

To jest zasada obowiązująca we wszystkich publicznych środkach lokomocji w Polsce (chyba, że o czymś nie wiem?). 
Nie wszystkie psy potrafią chodzić w namordnikach, a i nie wszystkie, które potrafią czują się w nich na tyle dobrze i komfortowo, żeby spokojnie przespać nieraz i kilkugodzinną podróż.
Dużą rolę w tej kwestii odgrywa oczywiście dobór odpowiedniego kagańca - z własnych obserwacji stwierdzam, że modele plastikowe czy metalowe, które nawet fajnie mogą sprawdzać się podczas spaceru (te drugie na pewno mniej), w sytuacji, gdy pies chce położyć głowę bywają uciążliwe i niewygodne. Niestety nie posiadam fizjologów, więc nie wypowiem się na temat tego, jak sprawdzają się w podróżach.

Ja robię to tak:
Zwykle nie zakładam kagańca do póki ktoś mnie o to nie poprosi, lub gdy nie widzę, że mój pies CSuje na prawo i lewo kiedy otaczają nas ludzie. Staram się też nie siadać w miejscach zatłoczonych i szukam tych bardziej ustronnych (np. wagon bagażowy).
Jeśli natomiast znajduję się już w sytuacji,w której bez namordnika się nie obejdzie, zakładam mocno rozregulowany kaganiec materiałowy, który jest takim bardziej pic na wodę fotomontaż. Moje psy zdecydowanie lepiej na niego reagują, mogą otworzyć w nim pysk i wygodnie się położyć.
Oczywiście robię to na własną odpowiedzialność, pilnuję psów by nikomu nie stała się krzywda i staram się zawsze trzeźwo oceniać otaczającą nas rzeczywistość.




NA JEDNEGO PRZEWODNIKA PRZYPADA JEDEN PIES!

Prawo stanowi, że jedna osoba może przewieźć jednego psa, który będzie na smyczy i w kagańcu. Jest zapis o tym, że w transporterze można przewieźć dowolną ilosć kotów, chomików, fretek i innych takich zwierzątek, natomiast o psach w tej kwestii nie ma już nigdzie mowy.
Konduktorzy nie zawsze orientują się, jak istotnie jest i wiele razy spotykałam się z opinią, że nawet w transporterze mogę mieć tylko jednego psa.

Jak jest na prawdę?
Pewnego razu, gdy jechałam ze swoimi sukami do Wrocławia udało mi się zweryfikować, czy mogę mieć więcej niż jednego psa w klatce, czy jednak nie. Otóż Pani konduktor, która sama nie była pewna, skontaktowała się z instruktorem, czyli osobą otrzaskaną w temacie. Instruktor powiedział, że w "opakowaniu" istotnie można mieć ponad jednego psa.
Uważam, że dobrym pomysłem jest wydrukowanie regulaminu i wożenie go gdzieś w czeluściach torby na wszelki wypadek. Co prawda nie ma w nim dokładnie ujętego, że można mieć więcej zwierząt w klatce, ale nie ma też, że nie można. W razie obiekcji konduktora można poprosić aby skontaktował się z instruktorem - nie może nas bezpodstawnie wyprosić z pociągu, a jego domniemania podstawą na pewno nie są!
Psy w klatce traktowane są jako bagaż. Za małego psa w małym transporterze nie zapłacimy, bo stanowi on tak zwany bagaż podręczny. Ja mam trzy małe psy i jedną dużą klatkę i płacę za nią 7zł.
Skoro zapakowany pies jest bagażem to zgodnie z tą logiką możemy mieć poza klatką jeszcze jednego psa, który prawnie nam przysługuje na smyczy i w kagańcu - to też jakiś sposób, szczególnie w przypadku kogos, kto ma większe psy, które niekoniecznie da się wcisnąć razem do jednej klatki.




JAK TO JEST Z TYMI AUTOBUSAMI?

Czasami zdarza się taka sytuacja, że kierowca autobusu postanawia nie wpuścić nas z psem.
Owszem, niektórzy przewoźnicy nie zezwalają na przewóz zwierząt (np Polski Bus), ale zwykle jest o tym informacja na ich stronie. Dla pewności dobrze jest przed podróżą zadzwonić i dopytać o opcję przejazdu z psem. Jeśli przewoźnik nie ma w regulaminie zapisu o zakazie przewożenia psów, to nie ma prawa nas z psem nie wpuścić, o ile pies jest na smyczy, ma kaganiec oraz książeczkę zdrowia, a żaden z pasażerów nie wyraził swoich obiekcji w tym temacie.
Jeśli mimo wszystko kierowca okazuje się burakiem i nie chce naszego psa w autobusie, nie wahajmy się zapytać o jego dane osobowe i zanieśmy skargę - niby chamskie, ale trzeba dbać o swoje prawa.
Osobiście wolę podróżować pociągami, bo w autobusie niestety nie rozłożę się z klatką i to z miejsca skreśla przejazd z więcej niż jednym psem.



TRANSPORT MIEJSKI - NA PRZYPALE ALBO WCALE!

Tak jak i w pozostałych publicznych środkach lokomocji obowiązuje nakaz kagańca i smyczy, oraz ograniczenie ilości psów do jednego na osobę z tym, że w autobusie miejskim czy w tramwaju kierowcy dość rzadko interesują się tym z iloma psami wchodzisz. Częściej interesują się kwestią kagańca jeśli już, więc warto go mieć. Z kontrolą kanarów bywa różnie -  albo wejdą, albo też nie. Ot, ruletka.
W tym miejscu po raz kolejny zaznaczę, że nikogo nie namawiam do łamania prawa, aczkolwiek dzielę się swoimi spostrzeżeniami i nutką stosowanego przeze mnie kombinatorstwa.
Więc... po pierwsze za psa, którego trzymasz na rękach/na kolanach nie płacisz - nawet jesli jest dogiem niemieckim, a uda Ci się go podnieść i tak trzymać.
Ja na ogół nie kupuję biletów dla psów, a jeździłam już z wieloma różnymi psami i to naraz. Nigdy nawet podczas kontroli nikt się do mnie o to nie czepił, ale chyba po prostu miałam farta i trafiałam na fajnych ludzi, bo zgodnie z prawem psy stojące na ziemi powinny te bilety mieć.
Swojego czasu podróżowaliśmy z Aleksem po Wrocławiu w towarzystwie nawet ośmiu psów i wówczas kontrola nawet do nas nie podchodziła, tylko z daleka sugerowała, że tramwaj to nie zoo.
Tak więc podróże w obrębie miasta są dużo swobodniejsze niż te międzymiastowe.




PATENT NA PRZYJACIELA.

Jeśli masz więcej niż jednego psa, nie masz klatki, a koniecznie chcesz gdzieś pojechać ze wszystkimi, popytaj znajomych czy przypadkiem nie jadą w to samo miejsce, co Ty, w tym samym terminie - a nóż zaistnieje jakiś zbieg okoliczności i znajomy weźmie Twojego psa na swój bilet.
Możesz też już na dworcu wypatrzeć jakąs miłą duszę i zagadać do niej o taką małą przysługę.
Chodzi tylko o to, że bilet psa musi być przypisany do biletu człowieka. W pociągu możecie usiąść jakoś blisko siebie i w ten sposób przejść kontrolę, a psy praktycznie i tak będą pod Twoją opieką.



BLA BLA - A MOŻE BY TAK AUTEM?

Fajną alternatywą jest podróżowanie przez BlaBlaCar. Z własnego doswiadczenia mogę powiedzieć, że bardzo często udaje się znaleźć kogos, kto nie ma problemu z przewozem psa, a nawet trzech. Często wychodzi taniej, szybciej i bardziej komfortowo.





No to wesołej podróży i ahoj przygodo!